Dziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie dr hab. Marta Lempart-Geratowska,
oraz Galeria 4 ŚCIANY zaprasza na uroczyste otwarcie wystawy malarstwa
ADAM BRINCKEN
GENESIS – fragmenty
Wernisaż 17 marca 2014 r. (poniedziałek) o godz. 19.00
Wystawa czynna w dniach: od 18.03.2014 r. do 11.04.2014 r.
Od poniedziałku do piątku w godz. od 8.00 do 20.00
4 ŚCIANY, Galeria Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki, Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie
Adres: 30-052 Kraków, ul. Lea 29
E-mail: galeria.wkirds@asp.krakow.pl
[geogis_old_gallery album=”brinckenportret”]
ADAM BRINCKEN ur. 4.12.1951 roku w Nowym Sączu. Absolwent Liceum Sztuk Plastycznych w Jarosławiu. Studia w ASP Kraków w latach 1970/1975. Dyplom w pracowni prof. Adama Marczyńskiego. Malarz, uprawiający także witraż i polichromię w przestrzeniach sakralnych, rysownik, okazjonalnie scenograf, kurator i aranżer wielu wystaw problemowych i monograficznych, m.in. Galerii Sztuki Polskiej XX wieku w Muzeum Narodowym w Krakowie. Tytuł profesora uzyskał w 1997 roku. Prowadzi w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki autorską Pracownię Malarstwa będąc jednocześnie Kierownikiem Katedry i Kierunku Edukacja Artystyczna. Jest członkiem ZPAP od 1978 roku, od 1980 roku także nieprzerwanie członkiem NSZZ Solidarność. W latach 1982/1989 był jednym z animatorów Ruchu Kultury Niezależnej. Od 1990 do 1996 roku pełnił społeczną funkcję prezesa Zarządu Okręgu ZPAP.
W latach 1996/1999 był członkiem Rady Artystycznej ZO ZPAP. W swoim dorobku ma udział w ponad 100 wystawach zbiorowych i około 30 prezentacji indywidualnych w wielu krajach Europy i Ameryki, także wiele autorskich realizacji w przestrzeniach sakralnych kościołów w Jarosławiu, Wejherowie, Gdyni, Krakowie i Kobiernicach k/Kęt. Ostatnie indywidualne wystawy – TURLEJ GALLERY Kraków, sierpień/październik 2009, Galeria ROGATKA Radom, maj 2010, Galeria FLORIAÑSKA 22 Kraków, czerwiec/sierpień 2011, oraz Galeria ARS CRACOVIA Köln, wrzesień 2011/ styczeń 2012 roku.
[geogis_old_gallery album=”brinckenobrazy”]
Źródeł twórczości Adama Brinckena upatrywać należy w udramatyzowanych kompozycjach bezprzedmiotowych. Zresztą artysta w rozmowach chętnie przyznaje się do swoich fascynacji sztuką informel, a wśród ulubionych malarzy najczęściej wymieniani przezeń są Manuel Sall Millares (1926-1972), Antonio Saura (ur. 1930), Pierre Soulages (ur. 1919) czy Cy Twombly (ur. 1929). Nie tylko w ekspresyjnej abstrakcji widziałbym genezę poczynań krakowskiego artysty. „Doświadczenia w zakresie materiału, tworzywa, okazują się tu niesłychanie płodne” – pisał przed laty Andrzej Sawicki, po czym wskazywał na rolę, jaką odegrała tu rodzima Akademia – „Myślę, że pierwszy impuls tych poszukiwań zaistniał jeszcze w czasie studiów Brinckena w pracowni profesora Adama Marczyńskiego. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych w twórczości samego Marczyńskiego dociekania dotyczące materii malarskiej i – dosłownie – materiału, z jakiego buduje się obraz – odegrały ważną rolę”. Adam Brincken tę problematykę pilnie rozwijał, tworząc cykle obiektów malarskich o bogatej, żywiołowej fakturze. Przy czym obraz przestawał być płótnem oprawionym w złote ramy: do drewnianej konstrukcji artysta przymocowywał sznury, worki owinięte papierem, na których wprowadzał śmiałe zestawienia barwne. Wcześniejsze zespoły jego prac poświęcone były tematyce wanitatywnej, o czym świadczyły nie tylko tytuły (Jak stąd do wieczności, Cmentarne), ale i symboliczne, wielowymiarowe formy. Inspirację stanowiły dlań obmyte wodą tafle nagrobków na cmentarzu w Grudziądzu, w których malarz obserwował – podczas pleneru w roku 1976 – odbijające się niebo, cienie drzew, czy lśniące w słońcu krucyfiksy. Od tego roku, zauważał Andrzej Matynia, „Brincken na zawsze opuszcza płaszczyznę obrazu, aby tworzyć obiekt przestrzenny z workowej juty, akrylu, farb olejnych, tempery, asfaltu, past głuszących, piasku uprawiając jednak przez cały czas proceder malowania”. Tę technikę artysta nadal stosuje, tworząc od kilkunastu lat prezentowany tu we fragmentach cykl Genesis. Paradoksalnie, w zastosowanej przezeń materialnej formie, mamy wciąż do czynienia z kształtem płyty grobowca. Obiekty te są nadal, jak pisze Renata Rogozińska, „w swym istotnym sensie dalekim echem płyty nagrobka wypełnionej niebem, zarazem istniejącej i nierzeczywistej”.
To jedna kwestia, na którą pragnąłbym zwrócić uwagę. Inną, wywodzącą się z pragnienia obrazowania tego, co niewerbalne, jest obecna we wszystkich niemal realizacjach Brinckena zasada projektowania dzieła. Wnętrza jego kompozycji są przepełnione dramatem, ilością kresek i barw, świadczących o skrajnie drastycznych emocjach, zawartych w strukturze kreowanego przezeń obiektu. Niemniej te masy barw są pozornie chaotyczne i nieopanowane. Deformacje te zostają
scalone, aby – jak pisał Łukasz Korolkiewicz w roku 1997 – istotą tych dzieł było „nie wyrażanie własnego ‘ja’, lecz wyrażanie idei w wymiarze uniwersalnym”. Malarstwo Brinckena nie kształtuje bowiem „pojedynczych przypadków, jest raczej próbą stworzenia, poszukiwania uniwersalnej zasady.”
I na koniec wreszcie kolejne zagadnienie związane z działalnością Adama Brinckena. Jest on autorem scenografii wielu problemowych wystaw muzealnych, szeregu wyposażeń wnętrz sakralnych, o czym chociażby przekonuje publikowana jego autorstwa praca malarska – witraż w kościele Chrystusa Króla w Jarosławiu. Dla tej, jak i innych realizacji, wydaje się, że wciąż aktualne są słowa Jacka Waltosia, wypowiedziane w kontekście ekspozycji prac artysty jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku: „Adam Brincken zagarnia w świat malowany wszystko wokół, przekształca płótno malarskie i zastane przedmioty w jakieś niekończące się, kolorowe i bogate w materie obmalowywanie rzeczywistości. To malowanie wchodzi w nasze otoczenie realnie, a nie my ‘wchodzimy’ w jego umowną przestrzeń.”
Adam Organisty
Wybrana bibliografia
Jacek Buszyński, [komentarz], [w:] Adam Brincken, druk ulotny towarzyszący wystawie w Podkowie Leśnej, [s.l. et d., 1985?], s. p.
Andrzej Matynia prezentuje Cmentarne… Adam Brincken, kwiecień 1981 r., Pracownie Sztuk Plastycznych, Galeria Krytyków, Warszawa [1981], s. p.
Andrzej Sawicki, [komentarz], [w:] Adam Brincken „…cmentarne”, katalog wystawy, Galeria „Mały Rynek” KMPiK Kraków, [Kraków 1981], s. p.
Renata Rogozińska, [komentarz], [w:] Adam Brincken. Droga. Wybrane obiekto-obrazy z lat 1980–2003, folder towarzyszący wystawie, Biuro Wystaw Artystycznych w Rzeszowie, Rzeszów 2003
Materie żywiołu – malarstwo Adama Brinckena w Galerii „Cztery ściany” (marzec-kwiecień 2014 r.)
„¯ywioł” jest słowem powszechnie zrozumiałym, choć trzeba szybko dodać, że w języku polskim słowo to ma kilka znaczeń; to najbardziej powszechne kojarzone jest przede wszystkim
z siłami przyrody i jej przejawami, ale istnieją również bardziej metaforyczne, których sens tworzy określony kontekst. W swym podstawowym znaczeniu wiąże się zwykle z czterema żywiołami przyjętymi przez kulturę europejską: powietrzem, ogniem, wodą i ziemią. Zazwyczaj przyjmujemy je jako te naturalne siły, którymi nie kieruje świadomość, a w znaczeniu filozoficznym, odziedziczonym po „wielkich grekach”, jako elementarne pierwiastki świata materialnego wchodzące między sobą
w określone związki i przemiany – w takim znaczeniu możemy lepiej zrozumieć wschodnią tradycję, która do zbioru żywiołów (elementów), obok ziemi, ognia i wody zalicza również drewno i metal.
W sztuce „żywioły” są często spotykane, odnajdziemy je na wielu „piętrach”, mogą przybierać odmienne znaczenia i służyć do artykułowania różnych treści. Ich obecności możemy poszukiwać w inspiracjach, symbolice, postawie, działaniu (tę listę, z pewnością można by jeszcze kontynuować), a samo słowo, odmieniane na wiele sposobów, znajduje częste i praktyczne zastosowanie w artystycznym słowniku. Powrócę więc, jeszcze na chwilę, do w
ątku leksykalnego, by oddać się przewrotnej spekulacji. Nikogo nie powinno zdziwić i zaskoczyć zdanie: Malarstwo jest jego żywiołem. Czy w takim razie stwierdzenie, że MALARSTWO JEST ¯YWIOŁEM możemy przyjąć z całą konsekwencją ukrytych znaczeń? Czy zamiast czynności możemy zobaczyć pierwotną siłę, potencjał zdolny niszczyć i budować? Jeżeli choć w małej części przemawia to do naszej wyobraźni, to praktykę i zadania malarza ujrzymy w zdecydowanie innym świetle, a „obraz” oddali się od podobizny codzienności stając się upostaciowieniem energii, których obecność odczuwamy i których istotę czasami udaje się uchwycić i utrwalić.
Twórczość Adama Brinckena jest mi znana od dawna, od (moich) czasów studenckich, czyli od przeszło 30 lat i chyba mogę się zaliczyć do entuzjastów jego malarstwa. Z zaciekawieniem śledziłem kolejne wystawy, nowe „wątki”, przemiany struktur i materii, ewolucję obrazu – malarskiej ekspresji, kształtu. W chwilach, w których na własny użytek próbowałem rozpoznać jego malarstwo, nazwać jakieś części składowe (pytanie, czy taka praktyka miała jakikolwiek sens?) wspomniany „żywioł malarstwa” pojawiał się najczęściej. Co ważne, nigdy bym nie powiedział, że Adam Brincken „ujarzmia żywioł malarstwa”, żywioł ujarzmiony, oswojony, traci swą hipnotyczną moc. W końcu
z demona sprawczej mocy przeistoczy się w potulne narzędzie. Jak współtworzyć tę energię nie ujmując nic z przyrodzonej jej siły? Adam Brincken od lat wierny jest określonej postawie, którą powinno się widzieć w szerszej perspektywie niż tylko w zakresie malarskiej konwencji. Wszystkie zabiegi w obszarze obrazu, lub na nim samym, nie sprowadzają się do praktyk czysto formalnych. Za każdym razem powstaje przesłanie o intrygującej i wielopiętrowej strukturze. Myślę, że siłą tego malarstwa jest szczególna morfizacja, nadanie postaci: zjawiskom, siłom, energiom i pojęciom abstrakcyjnym, które nie znajdują prostych, obrazowych ekwiwalentów. W obszarze obrazu nie znajdziemy jednoznacznych wskazówek ułatwiających interpretację, jedynie tytuł wskazujący pole inspiracji, a może raczej przewodnią ideę, może pełnić rolę dyskretnego przewodnika. W przypadku tak zwanego „malarstwa abstrakcyjnego” (używam tego określenia mając świadomość jego ułomności wobec twórczości Adama Brinckena) pole interpretacji bywa kłopotliwie rozległe, podobnie malarski warsztat. Oba obszary mogą być kontrolowane i wartościowane głównie na poziomie pewnego przeczucia, co wcale nie znaczy, że pozbawione są reguł, znaczeń
i sugestii.
Porządek: struktury, gestów, rytmów, malarskich materii tworzy swoją logikę, porządkowaną zasadami współbrzmienia zgodnie z intencją Autora, ale błędem byłoby widzenie
w tym działaniu wyłącznie popisu wirtuozerii czy demonstrację temperamentu, musi nastąpić jeszcze „coś”, przejście, przekroczenie – przemiana zwykłego w niezwykłe, codziennego w niecodzienne.
Osoby, które na przełomie marca i kwietnia odwiedziły akademicką galerię „Cztery ściany”
i „spotkały się” z Genesis Adama Brinckena mogły poszukać takich właśnie niecodziennych stanów. Autor zaprezentował siedem obrazo-obiektów o charakterystycznym, rozpoznawalnym nieregularnym kształcie oraz typowej dla jego malarstwa strukturze i – co wynika z założenia wystawy – o czytelnym rygorze konsekwentnego cyklu (wybrane obrazy są częściami siedmioelementowych poliptyków, o zauważalnej, logicznej kompozycyjnej ciągłości). Cała seria ma dość niecodzienny rodowód, odmiennie od przyjętej praktyki, to istniejące już witraże stały się punktem wyjścia do poszukiwania malarskich odpowiedników tychże, przenosząc ich formalną konstrukcję, ale co chyba najważniejsze, próbując znaleźć malarski odpowiednik nieuchwytnej materii światła uwięzionej
w szklanej strukturze. Warto dodać, że źródłem wciąż powstających obrazo-obiektów (cykl wciąż jest kontynuowany!), prócz biblijnego opisu dzieła Boga jest ukończony już witraż, a właściwie obrazy witrażowe w 42 oknach kościoła NMP Królowej Polski w Wejherowie. Tam w sześciu sekwencjach-poliptykach, rozpisanych na siedem odsłon każda, rozgrywa się dynamika STWORZENIA. Dwa pierwsze poliptyki witraży (I i II DZIEÑ) są dziełem Adama Brinckena, dwa następne (III i IV) Doroty Brincken, a DZIEÑ V i VI ich córki, Marty. Cytując słowa Autora: Wystawione obrazo-obiekty są fragmentami czterech pierwszych DNI. Każdy z nich jest odrębną autonomiczną całością, abstrakcyjną trawestacją abstrakcyjnych witraży i przede wszystkim ekwiwalentem Słowa, odczytanego i zobrazowanego żywiołem, i harmonią jednocześnie.
¯ywioł i harmonia – to duet dość szczególny! W twórczości artystycznej elementy te często się splatają. Czy się wzajemnie znoszą, czy raczej… coś współtworzą?
Sztuka wciąż szuka: porządku, współbrzmienia, logiki choć oczywiście stopień uporządkowania może być bardzo różny, a użyte środki wyrazu mogą rodzić odmienne rozwiązania
i budzić różne emocje. Niezależnie jednak od wszystkich części, które moglibyśmy wymieniać
w obszarze możliwości formalnych jak również w filozofii postawy samego artysty, wszystko sprowadza się do podstawowego pytania. Czy To nas porusza? Czy pozwala zajrzeć za kotarę?
W końcu, czy żywioł może zdradzić swój porządek? W przypadku tego – malarskiego, z pewnością tak!
Malarstwo Brinckena nie wyraża pojedynczych przypadków, jest raczej próbą stworzenia, poszukiwania uniwersalnej zasady[1]. Ta myśl Łukasza Korolkiewicza, cytowana wielokrotnie
w katalogach, również w tym ostatnim do wystawy w Kolonii w 2012 roku, sprowokowała ostatnią, może trochę zaczepną i polemiczną refleksję. Nie znając całości wywodu, a jedynie niewielki fragment, śmiem powiedzieć, że wręcz przeciwnie! Każdy obraz jest, i można by to uznać za fundamentalną zasadę, pojedynczym (i jedynym) przypadkiem, a poszukiwanie uniwersalnej zasady jest, a może powinno się powiedzieć, że bywa, tą cudowną utopią, która rodzi wciąż nowe warianty – pytania i próby znalezienia odpowiedzi, z siłą obsesji popycha do szukania nowych rozstrzygnięć.
I tak jak z chaosu będą wciąż powstawać nowe porządki, tak z „żywiołu malarstwa” rodzić się będą nowe obrazy.
 
; Łukasz Konieczko
[1] Łukasz Korolkiewicz, z recenzji do postępowania o nadanie tytułu naukowego profesora, 1997 r.
Wernisaż, Galeria "4 ściany", 17 marzec 2014
[geogis_old_gallery album=”brinckenwernisaz”]