Dziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki, Akademii Sztuk Pięknych im. J. Matejki w Krakowie, dr hab. Jarosław Adamowicz, prof. ASP oraz Galeria Cztery Ściany zapraszają na wernisaż wystawy:
Tomasz Głowacz
MOUNTAINS ABSTRACTION
Malarstwo
wernisaż: 19 marca, godz. 19.00
kurator: dr Szymon Wojtanowski
czas trwania: 19 marca – 9 kwietnia 2024
miejsce Galeria Cztery Ściany WKiRDS ASP w Krakowie, ul. J. Lea 29, Kraków
Tomasz Głowacz maluje góry
Kiedy ja — właściwie my, czyli brat i ja, bliźniacy — zaczynałem naukę w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Grottgera w Tarnowie, Tomasz Głowacz był już w którejś ze starszych klas, chociaż nie była to klasa maturalna. Raz uczący nas liternictwa grafik Bolesław Polak poprosił Tomasza, by ten poszedł na szkolne warsztaty meblarskie i na strugu wyrównał krawędź drewnianej linijki. Jak wiemy, Głowacz nie jest wtedy nowicjuszem, pomimo to ciągle jest uczniem, który z tą linijką w ręku podejdzie do jednej z wielkich maszyn stolarskich. Mówiło się, jakoby pamiętały one czasy samego Franciszka Józefa, poza tym każde z urządzeń włączone buczało na całą szkołę. Teraz, mam nadzieję, lepiej zrozumiałym będzie, co powiem o sprawie z linijką — było to świadectwo docenienia i zaufania dla ucznia. Myślę, że obaj wiedzieli o tym przekazie bez zbędnych słów.
Pamiętam tamte czasy z pozycji pierwszoklasisty, więc stwierdzeniem, że klasa Tomasza Głowacza była wtedy dojrzalsza od „kotów”, na pewno nie odkrywam Ameryki. Jednak mnie chodzi o coś znacznie subtelniejszego, o to że kiedy mój rocznik za kilka lat przygotowywał dyplomy na koniec szkoły, nadal byliśmy trochę bardziej dziecinni. Brało się to — takie mam poczucie — z delikatnej a jednak dającej się odczuć zmiany pokoleniowej.
Czynienie drobiazgowych rozróżnień prowadzi mnie teraz do tarnowskiej malarki Teresy Szafrańskiej. Zarówno Tomasz Głowacz, jak i ja, byliśmy uczeni malarstwa i rysunku właśnie przez tę — jedną z ulubionych, kiedy sama uczyła się na krakowskiej ASP — studentkę prof. Juliusza Joniaka. Zaobserwowanie zaistnienia delikatnej różnicy pokoleniowej rzeczywiście jest znaleziskiem dla poszukiwacza patrzącego przez mocne szkło powiększające, jednak przeczuwam, że wypowiedzenie najprostszego zdania o malarstwie Teresy Szafrańskiej zaprowadziłoby Tomasza i mnie na prawdziwy rozstaj. Sądzę, że Tomasz powiedziałby tak: Teresa Szafrańska jest autorką niezwykłych, sugestywnych czy wspaniałych pejzaży, ja dałbym inną odpowiedź: Teresa Szafrańska jest autorką wspaniałych — dokładanie tak — wspaniałych martwych natur. Powyższe przypuszczenie posiada dość oczywisty kontrargument, bo obaj wiemy, że w przypadku malarstwa Szafrańskiej ten drugi też ma rację. Jednak konsekwencje wywołanych na potrzebę tekstu sądów są istotne do dzisiaj. Martwa natura prawie zawsze stoi gdzieś we wnętrzu, podczas gdy pejzaż jest wizerunkiem szerokiego świata a potrzeba pleneru może porwać kogoś bardzo daleko od domu. Tomasz tak właśnie zrobił, w intencjach malarskich odwiedził miejsca leżące nisko — kilkakrotnie słynną wenecką lagunę, jak i miejsca wypiętrzone niezwykle wysoko, czyli góry, góry i jeszcze raz góry.
Stało się tak, że Tomasz Głowacz bardzo polubił plener — rozumiany dosłownie jako wyjście lub wyjazd, a także plener jako pejzaż będący przedmiotem i tematem obrazu. Wybierał w tym celu różne formuły malarskie, także te opisujące, opowiadające według dającego się przewidzieć porządku, wybierał także inne, te dynamiczne, żywiołowe a przewidywalne tylko w tym, że będą w działaniu nieprzewidywalne. Druga formuła wydaję się bardziej sprzyjać wędrowcowi, zarówno kiedy w dalekich stronach jest bezpośrednio obecny z zamiarem malowania z natury, jak i kiedy pracuje przypominając sobie podróż pomiędzy ścianami pracowni. W obu przypadkach obrany sposób nie zatrzymuje w miejscu długo: już za chwilę można pójść dalej szlakiem lub formuły tej użyć jak skutecznej sieci i złapać nawet ulatujące wspomnienie.
***
Ta wstęga lejącej się farby, a może tylko gotowej się polać farby, jest dla Tomasza Głowacza jak czarodziejski dywanik, który został obdarowany umiejętnością układania swoich fałdów w kształty zgodne z budową przestrzeni w której malujący się znajduje. Przestrzeń jest czasem bezmierna, niekiedy połamana gwałtownie.
Szymon Wojtanowski