Lunatycy atakują!!!!
Wszystko wskazuje na to, że pod sam koniec maja bieżącego roku „Lunatycy” znów zaatakują. Najpierw opanują kawałek centrum miasta stołecznego, prezentując dzieła plastyczne różnej maści w foyer kina „Luna”, by następnie dynamicznie się rozprzestrzenić, głównie za pomocą przygotowanej unikatowej gazety hipnotyczno-wstrząsającej, skutecznie obezwładniającej i poruszającej. Według wszelkich znaków na ziemi i niebie w niedługiej przyszłości przeniosą się wraz ze swoimi dziełami najprawdopodobniej do Krakowa, by tam również czynić spustoszenie, siać zamęt i ferment artystyczny, burzyć spokój ducha i wstrząsać opinią publiczną. Oj będzie się działo!
Ale najpierw mały powrót do przeszłości. W 2020 roku wychodzi pierwszy numer „Magazynu Artystycznego ASP Warszawa / ASP Kraków” o już powszechnie znanej nazwie „Lunatyk” (isnn 2019). „Lunatyk” NR 1 komentował i przybliżał sylwetki młodych artystek i artystów z dwóch wspomnianych, wspaniałych uczelni, w obu przypadkach pochodzących z wydziałów Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki. Osobami odpowiedzialnymi za ten zamach na gnuśny spokój, błogą stagnację i zaraźliwy bezruch byli, piszący te słowa prof. Łukasz Konieczko (ASP Kraków) oraz prof. Artur Krajewski (ASP Warszawa). Wspomagani przez grono oddanych sprawie i niezwykle skutecznych w działaniu współpracowników doprowadzili swój ambitny zamysł do celu. W tym przypadku niezawodna maksyma „Koziołka Matołka” — co pomyślał to i zrobił — pokazała znów swoją bezwzględną skuteczność.
Już wtedy snuto plany na przyszłość, choć jawiła się ona mgliście i odlegle. Powrócę na chwilę do tekstu mojego autorstwa, o wszystko-mówiącym tytule BUM! BUM!BUM! Jakim sposobem najłatwiej trafić do gazety? Najlepiej zrób ją sam lub z pomocą grupy przyjaciół, który wtedy komentował to wiekopomne zdarzenie. Na wstępie pojawiła się taka uwaga: Gazeta wszystkim kojarzy się — i słusznie — jako sprawdzony sposób na dostarczanie informacji, zwykle dość regularnie i niezawodnie. W przypadku naszej krakowsko-warszawskiej gazety-nie-gazety pierwszy warunek można uznać za spełniony (dostarczanie informacji), drugi — powiedzmy nie całkiem wyartykułowany. No może trochę zasugerowany, ale w zasadzie to nikt nic nie obiecywał…
Najuczciwiej będzie, gdy skwitujemy to sprawdzonym powiedzeniem: Czas pokaże!
No i pokazał. Ciąg dalszy nieuchronnie właśnie nadchodzi!
Złośliwcy powiedzą — Co to za gazeta, co wychodzi raz na 4 lata? Zwolennicy odpowiedzą — to wcale nie tak źle! Historia notuje gorsze przypadki, łącznie z tymi gazetami, które wcale nie wychodzą — cóż za wyborny punkt odniesienia! No a tak całkiem poważnie. Nie istotne jest, jak często wychodzi gazeta, — tylko z jakim rozgłosem, jak bardzo jest oczekiwana i pożądana, jak bardzo oddziałuje na czytelnika, jak znacząco porusza serca i umysły, w końcu — jak istotnie wpływa na losy świata? Jak widać, wszystko w waszych rękach drodzy czytelnicy!
Niechętnie nastawiony jestem do powtórzeń i powtórek, z radością przekierowałbym więc wszystkich zainteresowanych do poprzedniego „Lunatyka” gdzie we wspomnianym komentarzu zawarłem szereg informacji o naszej pracownianej działalności, o trudnym losie przyszłego konserwatora, który zawziął się na „sztukę”, który desperacko wyszukuje wszelkie możliwości, by malować, rysować, rzeźbić, projektować….
Mając jednak świadomość, że poprzedni numer dostępny jest jedynie w archiwach największych fanatyków tematu i w paru, ważnych bibliotekach zmuszony jestem powielić kilka myśli, które uważam za szczególnie istotne.
Tak jak wtedy teraz również trzeba stwierdzić, że opisywana sytuacje jest dość złożona, a każdy przypadek jest odrębnym scenariuszem. Jednak niezawodnie można przyjąć, że wszystko krąży wokół „choroby na sztukę”, która wciąż skutecznie infekuje kolejne pokolenia młodych fanatyków-lunatyków, którzy podążają za prywatną obsesją, fascynacją, za mglistą obietnicą sukcesu. A trzeba mieć na względzie, że „sztuka” to trudna towarzyszka życia, zabierze każdą wolną chwilę, wydusi siły i środki, sponiewiera, czasem nawet odbierze rozum w dodatku często niewiele oferując w zamian. Ale są takie chwile kiedy uchyli lekko rąbka odwiecznej tajemnicy i oprószy lekko sławą, chwałą, a nawet dobrobytem.
Stwierdzenie, że artysta uczy się sam, jest może lekko kłopotliwe, szczególnie w kontekście: misji uczelni, skrupulatnie tworzonych programów kształcenia, kart przedmiotów oraz (mojej ulubionej) sylwetki uśrednionego studenta/studentki, która wynika z „osiągniętego efektu uczenia się”. W praktyce musimy jednak pamiętać, że wszystkie programy są tylko założeniami, propozycjami, które muszą zostać przełożone na konkretne działanie, a tylko takie działanie, które opiera się na zrozumieniu i zaakceptowaniu owych propozycji ma sens i może przynieść pożądane efekty, czyli rozwijając myśl — pomóc młodemu artyście/artystce rozpoznać środki wyrazu, poznać możliwości, wejść w dialog, by w końcu, rozwinąć — ten proces oczywiście nigdy się nie kończy -— własną artystyczną osobowość. Proszę więc spojrzeć na „fanatyków-lunatyków” przede wszystkim jak na ciekawe artystyczne osobowości, dla których sztuka staje się skutecznym sposobem na kształtowanie własnej osobowości ale również rzeczywistości wokół nas.
Na koniec powinna wybrzmieć jakaś myśl złota, o uniwersalnym znaczeniu, która będzie powtarzana i cytowana przez znawców tematu przez wieki wieków. Czytając zakończenie tekstu z 2020 stwierdzam jednak ze smutkiem, że chyba nic lepszego nie wymyślę. Wtedy tak pisałem — i chyba wciąż mogę się pod tym podpisać.
Sztuka obecnie może korzystać z licznych sposobów promocji i prezentacji, jednak w przypadku dzieł plastycznych wystawa wciąż pozostaje najlepszym, najbardziej obiektywnym sposobem dotarcia do widza i chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że najczytelniej pokazuje efekty wspomnianej na wstępie „choroby na sztukę”, od której wszystko się zaczyna.
Łukasz Konieczko