WYSTAWA RZEŹB

Dziekan Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki

Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie dr hab. Marta Lempart-Geratowska

oraz Galeria 4 ŚCIANY zaprasza na uroczyste otwarcie wystawy

TADEUSZ OSTASZEWSKI (1918-2003) 

Rzeźby

Wernisaż 7 października 2015 r. (środa) o godz. 19.00

Wystawa czynna w dniach: od 08.10.2015 r. do 06.11.2015 r.

Od poniedziałku do piątku w godz. od 8.00 do 20.00

4 ŚCIANY, Galeria Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki,

Akademia Sztuk Pięknych im. J. Matejki w Krakowie

Adres: 30-052 Kraków, ul. Lea 29

E-mail: galeria.wkirds@asp.krakow.pl

Informacje o bieżącej wystawie dostępne na stronie internetowej

Wydziału KiRDS

wk.asp.krakow.pl

Na stronie znajdują się również materiały archiwalne dokumentujące

działalność Galerii, zapraszamy.


W biegu życia natrafiamy czasem na sytuacje i osoby, które formują nas na długi czas, czasem do końca. W moim długim życiu nie zabrakło osób, zdarzeń i sytuacji, bez przeżycia których stałbym si innym człowiekiem. Jednym z okresów formatujących w moim życiu, okresie który przyszedł w czasie adolescencji (najbardziej plastycznym) była przygoda z żeglarstwem. Egzamin teoretyczny, dopuszczający mnie do obozu, zdawałem przed komisją w „Szkwale”, ale żeglarstwo rozpocząłem w wieku 14 lat w Yacht Klubie Polski. Fantastyczny okres pierwszych obozów żeglarskich w Kobyle-Gródku, na półwyspie państwa Mostowskich, był okresem, w którym zetknąłem się z fantastycznymi, kulturalnymi, uzdolnionymi i znacznie starszymi ode mnie ludźmi, których przyjacielem zostałem na bardzo długo, dopóki nasze losy się nie rozdzieliły. Jednym z najciekawszych ludzi na tych obozach żeglarskich był Tadeusz Ostaszewski. Był chyba dwa i pół razy starszy ode mnie i w pewien sposób, sam o tym nie wiedząc, stał się dla mnie wzorem do naśladowania. Był oczywiście bardzo kompetentnym żeglarzem, ale nie tylko żeglował, lecz i budował łodzie. Byłem świadkiem tworzenie się jego pierwszego – jak mi się zdaje – jachtu, trymranu „Panta Rei”. Potem powstał prześliczny, szybki katamaran „Panta Rei II”. Tadeusz był nie tylko budowniczym jednostek pływających ale był artystą – jego łodzie były rzeźbami równie wspaniałymi, jak jego rzeźby bardziej akademickie. Pamiętam, jak byłem zachwycony jego wielką wystawą w „Pałacu Sztuki” z pięknym półaktem Moniki, która dla nas wszystkich była niezwykle atrakcyjną dziewczyną. Ale oczywiście wziął ją Tadeusz. Ta jego umiejętność zdobywania kobiet – zachowaniem, urodą, wdziękiem, dowcipem – to były wzory do kształcenia się. Gdybym był bardziej pojętnym uczniem moje życie byłoby pewnie inne, ( gdybym nie podglądnął u niego pewnych zachować, byłbym także inny), ale byłoby nudniejsze.

      Tadeusz był też fantastycznym gawędziarzem i źródłem najwyższej klasy dowcipów. Mój przyjaciel, Andrzej Mirocki spisywał je z pamięci i jego notesik miał chyba ponad 500 wpisów. No, może 300. A przy tym wszystkim Tadeusz był bardzo życzliwy dla szczeniaka z dość nieoparzoną gębą, jakim wówczas byłem. Te wspomnienia wieczorów na cyplu, Tadeusza z gitarą i opowiadającego wspaniałe historie i prowadzącego błyskotliwe rozmowy, ciągle tkwią mi gdzieś w pamięci.

        Kiedy skończyłem pierwsze studia moje drogi z żeglarstwem rozeszły się. Przyczyną była zdrada – kupiliśmy kajak, porzucając jachty i jolki. Też było fajnie, ale środowisko YKP było już dość daleko. Spotykaliśmy się rzadko, raczej przypadkowo. Czasem gdzieś Teresa ¯urkowska, czasem Janek Wyrobisz. Janek Wilkosz i Lesia byli moimi asystentami na Chemii, Janek Mastalerz umarł, przyjaźń z Wandą Błońską utrzymała się dobrze do jej śmierci. Bożena Zagórska, Kuba Jaworski, Wicek Czarnecki czy Hugo Klassa-Brunicki poodchodzili ale Andrzej Mirocki, który wciągnął mnie do „Szkwału”, wciąż jest najbliższym moim przyjacielem.

    Z Tadeuszem kontakt się urwał, aż do drugiej połowy lat 70. Moja przyjaciółka powiedziała mi wówczas, że poznała fantastycznego rzeźbiarza, który ma pracownię z galerią w Dolinie Prądnika i postanowiła mnie z nim zapoznać. I to właśnie był Tadeusz. Stara przyjaźń nie tylko odżyła, ale jeszcze się wzmogła. Tadeusz nie zmienił się wiele, uwodził z wdziękiem moją BB, ale ja byłem dojrzalszy i mogłem go bardziej docenić, a ponadto myślę, że stałem się ciekawszym partnerem w rozmowie. Były to dla nas obu cenne spotkania.  A potem, kiedy BB zniknęła, aby w końcu po latach wylądować jako żona milionera w USA,  zabrałem do Tadeusza najpierw BZ, a potem SS. I ta znajomość okazała się bardzo trwała. Właściwie do końca odwiedzaliśmy go od czasu do czasu, śledzili jego perypetie, a ja uczyłem się, jak można się ciekawie starzeć. Potem Tadeusz odszedł, ale SS nie popuściła. I staliśmy się przyjaciółmi z niegdyś małym Jacusiem z Rożnowa, którego prawie nie pamiętałem, ale on mnie tak. I spotkałem znów wspaniałego artystę i człowieka, i teraz dom Tadeusza, Jacek, Małgosia, dzieci, wnuki i trudne do policzenia psy i koty znów pokazują mi, jakie warto wybierać modele na życie. Ale Jacek nie byłby taki jakim jest, gdyby nie było Tadeusza.

                                                                                                                          Jerzy Vetulani


Chciałem robić rzeźby, które miałoby się ochotę oglądać nie jeden raz, tak jak się ogląda wschód czy zachód słońca.

                                                                                                             Tadeusz Ostaszewski

 

     Tadeusz Ostaszewski (1918 – 2003) profesjonalną przygodę z rzeźbiarstwem rozpoczął w 1941 roku w pracowni Stefana Zbigniewicza. W 1942 roku uczęszczał do Instytutu Sztuk Plastycznych. Rok 1945 to początek studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na tutejszym Wydziale Rzeźby. Od 1950 roku był członkiem Polskiego Związku Artystów Plastyków. 1957 okazał się rokiem szczególnym dla młodego jeszcze przecież rzeźbiarza. Wtedy otrzymał stypendium Ministra Kultury i Sztuki, które odbył w Paryżu.

      W 1963 roku Tadeusz Ostaszewski powraca w mury krakowskiej akademii nie tylko jako artysta rzeźbiarz, ale także jako pracownik dydaktyczny. Z Wydziałem Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki był  związany od początku jego powstania, a nawet wcześniej, bo w czasie, gdy funkcjonował jeszcze w postaci studium Konserwacji Dzieł Sztuki przy Wydziale Malarstwa i Grafiki. Pracownię Rzeźby objął w zasadzie w momencie powstania Wydziału to jest w 1972 roku. Prowadził ją do roku 1980.

      Działalność artystyczna Tadeusza Ostaszewskiego jest zapisana przede wszystkim w formie uczestnictwa  w wielu wystawach organizowanych przez  Związek  Polskich Artystów Plastyków. Chodzi tu chociażby o cyklicznie organizowaną wystawę „Salon Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych” 1955 i 1958, czy wystawę Rzeźby Okręgu Krakowskiego, która odbyła się w  1955 roku. Należy jeszcze wymienić wystawę Młodej Plastyki Krakowskiej 1956.

        Tadeusz Ostaszewski wystawiał swoje prace z sukcesami, również w Sopocie, Łodzi czy Warszawie w pałacu  Łazienki Królewskie. Uczestniczył w ogólnopolskich konkursach rzeźbiarskich zdobywając w nich nagrody. Klamrą spinającą jego twórczość z pewnością  była  galeria autorska, swego czasu mieszcząca się w malowniczej Dolinie Prądnika, którą sam stworzył i z którą był związany do końca życia.

        Sądzę, iż mamy wielkie szczęście, że możemy dzisiaj obserwować jak Tadeusz Ostaszewski, kształtował rzeźbiarską  parabolę na granicy formy swoich rzeźb. Urzeka do dziś, a przecież  zaczęło się to na długo przed tym, zanim choćby moje pokolenie po swojemu próbowało rozumieć i definiować świat, nie mówiąc o rzeźbie. Patrząc teraz na dokonania tego rzeźbiarza i mając jednocześnie perspektywę minionego czasu, wydaje się  łatwiejsze zrozumienie, jaki cel mu przyświecał. To jednak nie jest przypadek. Według mnie aktualność jego sztuki formalnie zdaje się być niezniszczalna, ponieważ opiera się o główną zasadę rzeźbiarską. Potwierdzeniem mojej tezy może być to, że Tadeusz Ostaszewski „zatrzymał” swoje rzeźby na etapie  modeli gipsowych. Kwestia kontekstu materii pozostała więc otwarta. Nie mam pewności skąd ten zamysł, ale myślę, iż artysta nie stosował szczególnej miary do ogólnie przyjętej i mgliście artykułowanej metafizyki życia. Uważał postawę usprawiedliwiającą  możliwość uzurpowania sobie, czy nawet wartościowania czegoś  unikalnego i nieodgadnionego za nieistotną dla rzeźbiarza. Rzeźbiarza, dla którego pokusa operowania  w polu sztuki czymś innym niż idea, skutkuje inflacją dyscypliny. Sądzę, że dobrze wiedział, iż jego rzeźba, czysta formalnie, nie toleruje leksykalnych protez i wszelkich erzaców. Jakby czuł podskórnie, że emergentność przestrzeni rzeźbiarskiej może być tożsama z … na przykład cudem słyszenia dźwięku czy nawet możliwością istnienia samej jaźni lub nawet duszy, jak kto woli.

                                                                                                                                 

                                                                                                                          Konrad Kozieł

[geogis_old_gallery album=”ostaszewski_2″]

Folder wystawy PDF

[geogis_old_gallery album=”ostaszewski_4″]