Galeria 4 ściany zaprasza
Zbigniew Sprycha
"Oddech czyli kaprysy"
Indywidualna wystawa malarstwa
Wernisaż 18 lutego 2010 r. (czwartek) o godz. 19.00
Wystawa czynna w dniach: od 19.02.2010 r. do 12.03.2010 r.
Od poniedziałku do piątku w godz. od 8.00 do 19.00
Adres: 30-052 Kraków, ul. Lea 27-29
E-mail galeria.wkirds@asp.krakow.pl
Zbigniew Sprycha
Urodzony 25 marca 1959 r. w Częstochowie.
Studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom w pracowni prof. Juliusza Joniaka w 1985 r. Od 1
985 r. pracownik Wydziału Malarstwa, od 2006 r. zatrudniony na stanowisku profesora ASP. Od 1998 r. roku powadzi pracownię rysunku na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP. Autor 23 wystaw indywidualnych, uczestnik kilkuset wystaw zbiorowych w kraju i za granicą.
PRACE W ZBIORACH:
Muzeum Narodowe w Krakowie, Wydział Kultury Urzędu Miasta Krakowa
Kolekcja Danielle Mitterand, Paryż, Francja
Fundacja France Liberte, Francja
STYPENDIA I NAGRODY:
Stypendium Prezydenta Miasta Krakowa – Stypendium Ministra Kultury i Sztuki, 1986 r.
Stypendium Fundacji France Liberte
I nagroda za malarstwo na wystawie Dyplom ‘85 prezentującej najlepsze dyplomy uczelni artystycznych, Gdańsk
I nagroda w konkursie na ilustracje książkową im. J. Grabińskiego, 1987 r.
Chyba nie pogniewałby się Zbigniew Sprycha gdyby zaliczyć go do falangi malarzy, dla których materia malarska stała się swoistym opus magnum, dzięki której jest tak rozpoznawalnym artystą od prawie 30 lat. Jednak obecnie takie stwierdzenie jest niewystarczające. Zbigniew Sprycha bardzo wcześnie wypracował swoje własne pismo, tak różne od tego, do którego byliśmy przyzwyczajeni i tak inne od tego, które oglądaliśmy na wystawach. Od samego początku pragnął wypracować własny język malarski integralnie związany raczej ze strukturą barwną niż z formą. Baśniowy świat, zagmatwana przestrzeń i kształty różnych szkarad, postaci i figur ukazane za pomocą wyszukanej gamy barwnej podbitej grubą materią o uporządkowanej i inkrustowanej strukturze – to cechy wczesnych prac malarza, którego styl kształtował się na przestrzeni czasu podlegając różnym wyborom i redukcjom. Trudno w tym krótkim wstępie prześledzić i ocenić wszystkie najważniejsze etapy twórczości malarskiej Zbigniewa Sprychy, a było ich przynajmniej kilka. Nigdy też w tej malarskiej opowieści nie był wyłączony przekaz semantyczny, choć jednoznacznie nie dawał się wyodrębnić i ocenić. W tej twórczości można było odnaleźć asocjacje literackie i pomijając baśniowe klimaty, pomyślałem o powinowactwie z prozą Schulza – zachowując oczywiście odpowiednie proporcje. Wszystkie: stwory, smoki, konie, sarkofagi, urny, kamienie, talerze oraz inne przedmioty i figury snuły zawsze jakąś własną tajemniczą opowieść dziejącą się jakby na antypodach naszej galaktyki lub gdzieś poza jej granicami.
Piszę tak dlatego, że często miałem wrażenie, że to nie jest świat realny, prawdziwy, a jedynie przybliżony i to raczej jakąś rozpoznawalną barwą niż kształtem. Prawdopodobnie z tego wszystkiego też wynikało zamiłowanie Sprychy do tytułowania obrazów w sposób poetycki.
Oryginalne i zagadkowe tytuły były przedłużeniem istnienia obrazów w czasie – one wtajemniczały widza w dziwne, rozedrgane wewnętrznym światłem opowieści.
Obecna wystawa w Galerii 4 ściany Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP
w Krakowie zatytułowana Oddech czyli kaprysy przedstawia pięć dużych obrazów z ostatniego okresu. Taki tytuł jest efemeryczny i raczej określa stan świadomości i emocji związanych
z powstaniem nowych, jakże innych obrazów – szczególnie tych, które dotyczą figury drewnianego, polichromowanego anioła i sposobu jego namalowania. Jak napisałem, jego malarski język jest znany i rozpoznawalny, ale nowe obrazy po raz kolejny naruszają strukturę wprowadzając nowe elementy w obraz. Te obrazy wydają się być spokojniejsze i wyczyszczone, ale nie z detalu lecz z nadmiernej fakturalności. Dominuje w nich forma przedstawiająca, realistyczna, określona wyraźnie poprzez kształt i rysunek o silnym modelunku światłocieniowym.
W tych obrazach rządzi bezwzględnie prawo rzeczowości, legitymujące przedmioty i figury (anioły, talerze, garnki, kamienie, itp.) z ich własności konkretnych: pierwotnej formy, zawartości materiałowej i siły ciążenia. Nowe płótna utrzymane są w ciemnej tonacji walorowej, z których wyłaniają się ich materialne konkrety – jak ściana czy deski, a figury i przedmioty są ich dominantą, kontrastem barwnym jaskrawych kolorów. Te obrazy budowane są realistycznie i walor odgrywa w nich większą rolę konstruując trójwymiarową przestrzeń. Kompozycja obrazu poddana jest ścisłym regułom porządkowania form: dużych – małym, płaskich – przestrzennym. Wszystko to jest rozpięte na konstrukcyjnym rusztowaniu złożonym z kilku pionów i poziomów, można zauważyć, że zasada taka – chociażby tylko intencjonalna – zwiększa działanie wyrazu. Światło w nowych obrazach wynika z walorowego modelunku, biegnie z lewej strony obrazu, a kolor komponuje ruch w obrazie – decydując o kontrapunktach i akcentach, tak w stosunku do przestrzeni jak i struktury, która stała się delikatniejsza subtelniej operując fakturą. Jeszcze jedna wyrazista cecha dotycząca nowych obrazów – jest nią pewnego rodzaju graficzność formy. Przedmioty i figury rysowane są bardzo czytelnie, nie tyle poprzez linearyzm, ile poprzez graficzność inkrustowanej kreski i plamy barwnej na podobieństwo średniowiecznych manuskryptów.
Takie właśnie cechy jak przedmiotowość czy rzeczowość figury i przedmiotu budowanego
na zasadach wa
lorowych, wprowadzenie koloru lokalnego występującego jako dominanta
i wreszcie wspomniana graficzność, są nowe i charakterystyczne w obrazach zaprezentowanych
w Galerii 4 ściany.
Wszystko razem splata się w magiczny świat postaci i przedmiotów, gdzie przedmiot od dziecka uprzedmiotawia człowieka, postać, figurę, i w nim utwierdza swoje istnienie (jakie to schulzowskie!). Czy taka refleksja wynurza się z atmosfery tego malarstwa? Czy nowe obrazy, choć operują swoistym realizmem ją potwierdzają? Jedno jest pewne, że w zaprezentowanych obrazach Zbigniewa Sprychy oko chłonie przedmiot z jego strukturą i niejako substancją malarską naraz. W tym malarstwie nie ma miejsca na samoistną i nonszalancką pikturalność, która – choć potrafi uwieść – nie zatrzyma myśli.
Grzegorz Bednarski