Rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie
Prof. Adam Wsiołkowski
oraz
Kustosz Muzeum ASP
Małgorzata Sokołowska
mają zaszczyt zaprosić na Wystawę darów 2004-2009 do zbiorów
Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie
Wystawa czynna: poniedziałek-piątek październik-listopad 2009
Prezentowane dary; obrazy, rysunki oraz rzeźby przekazane dla Muzeum przez artystów związanych z Akademią Sztuk Pięknych w Krakowie, obejrzeć można w Galerii Malarstwa ASP pl. J. Matejki 13, II piętro w godz. 11.00-15.00 i 16.00-18.00 oraz Galerii 4 ściany WKiRDS ASP ul. Lea 27-29 w godz. 08.00-19.00.
Anna Baranowa
W MATECZNIKU
Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie, najstarsza polska uczelnia artystyczna, postrzegana jest bardzo często jako warowna twierdza, pilnie strzegąca swoich tradycji, wartości i hierarchii. Jest w tym wiele racji. Mimo że profesorowie-artyści wciąż podejmują dyskusje na temat tożsamości uczelni w zmieniającym się świecie, pierwsza i ostatnia reforma miała tu miejsce ponad sto lat temu. Dziś – jak mi się wydaje – trudno byłoby wskazać właściwy kierunek nowej reformy.
W pluralistycznym i eklek
tycznym świecie istnieje zbyt wiele równoważnych propozycji. Akademia woli strzec i nauczać imponderabiliów, niż poddać się fluktuacjom „ponowoczesności”.
Ważną inicjatywą, która podbudowuje tożsamość uczelni i podnosi jej rangę, jest powołanie w roku 2003 Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Powie niejeden – po co kolejne muzeum
w mieście, które dusi się od przepełnionych eksponatami magazynów? Rzecz w tym, że utworzenie tej placówki nie jest fanaberią, lecz wynika z misji uczelni, która winna nie tylko kształcić, ale
i dokumentować kierunki kształcenia. Powołanie muzeum jest spłatą długu wobec wielu pokoleń nauczycieli i studentów, którzy pozostawiali tutaj swe prace, nie doczekawszy się realizacji tej idei,
o której mówi się i zabiega od początku istnienia uczelni. Kolekcja, która utworzyła trzon obecnego Muzeum, sięga roku 1818, gdy powstała Szkoła Malarstwa, Rzeźby i Rysunku przy Uniwersytecie Jagiellońskim. Zebrane obiekty mają różną proweniencję i pochodzą z różnych okresów. Dzięki nim bliższa staje się historia i specyfika krakowskiej akademii. Świadczą o kanonach artystycznych czasów, w których powstały, a przede wszystkim o ludziach, którzy w tych murach nauczali i kształcili się.
Lubię myśleć o Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie jako o mateczniku sztuki polskiej. Kto tu nie uczył? Kto tu nie studiował? Wystarczy przejrzeć księgi przechowywane w archiwum ASP, aby przekonać się, ile przyszłych artystycznych sław przewinęło się przez Alma Mater przy Placu Matejki (oraz inne szacowne budynki rozsiane po mieście). Jeśli akademia jest matecznikiem, to muzeum jest jego ścisłym centrum. Adam Mickiewicz, któremu zawdzięczamy przyswojenie pojęcia „matecznik”, tak pisze w IV Księdze Pana Tadeusza (w. 509–513):
„A za tą mgłą na koniec (jak wieść gminna głosi)
Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica,
Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.
W niej są złożone wszystkich drzew i ziół nasiona,
Z których się rozrastają na świat ich plemiona.”
Historyk literatury precyzuje, iż „matecznik to trudno dostępne miejsce w lesie (puszczy), jego centrum, istota, serce. (…) Jest ono jakby leśną macicą, z której pochodzą wszystkie gatunki”. Dodajmy jeszcze dla ścisłości, iż w fachowym słowniku myśliwych matecznikiem nazywane są „tereny, na których istnieje naturalny ekosystem ze wszystkimi elementami łańcucha pokarmowego”.
Muzeum Akademii Sztuk Pięknych chce symbolicznie zachować ten „ekosystem” i utrwalić wszystkie ogniwa jego rozwoju. W momencie powołania placówki przed sześciu laty – za kadencji rektora prof. Jana Pamuły – zbiory liczyły ponad dwa tysiące obiektów. Nikt nie wie, ile obiektów uległo rozproszeniu i zniszczeniu, z powodu fatalnych i często nieodwracalnych zaniedbań
w ostatnich trzech dekadach PRL. Naturalny „ekosystem” uległ wtedy dewastacji, zahamowany został rozwój – jak wiemy nie tylko w tej dziedzinie. System totalitarny nie sprzyjał budowaniu tożsamości. Powrót do idei muzeum i jej realizacja w wolnej Polsce jest swoistym aktem suwerenności uczelni, która podkreśla tym samym swoją metrykę i swoje znaczenie.
Istniejące dziś muzeum jest zaledwie zalążkiem, jest formułą in nuce, która winna rozwinąć się w wymiarze organizacyjnym, przestrzennym i ilościowym. Mimo obecnej szczupłości miejsca i zbyt skromnej – wobec zamierzeń i perspektyw – liczby etatów, kolekcja szybko się rozrasta, co świadczy dobitnie o przychylnym odbiorze społecznym tej idei. Podczas ostatniej Nocy Muzeów (15/16 maja 2009), kiedy Akademię można było zwiedzać aż do północy, przez sale Muzeum (i sąsiadującą z nim Galerię Wydziału Malarstwa ASP) przewinęły się tłumy zwiedzających, często mile zaskoczonych tak ciekawą i mało jeszcze znaną placówką.
W ciągu sześciu lat przybyło tu grubo ponad 100 obiektów, z czego większość stanowią dary. One właśnie są przedmiotem wystawy, która inauguruje 191 rok istnienia Akademii. Zbiór darów posiada najczęściej charakter przypadkowy. Każda kolekcja w ten sposób tworzona ma swoje niedostatki. Urządzenie wystawy darów jest przeto przedsięwzięciem karkołomnym – przede wszystkim ze względów ekspozycyjnych. Jak je pokazywać? Według czasu powstania? Alfabetycznie według nazwisk twórców? A może jeden wątek powinny stanowić prace studenckie, a drugi dzieła dojrzałych twórców? Warto byłoby też zderzyć pracę z czasu studiów lub dyplomową z dziełem dojrzałego twórcy. Albo połączyć dzieła według grup formalnych czy tematycznych. Możliwości jest wiele – i każda będzie obciążona ułomnością, ze względu na niereprezentatywny charakter zbioru. Oczekując z ciekawością na ostateczny kształt wystawy, której aranżacja została powierzona prof. Adamowi Brinckenowi (a ten jak wiadomo zawsze potrafi znaleźć pomysł na dobrą ekspozycję), jestem przekonana, iż pomimo moich wstępnych zastrzeżeń, każde dzieło znajdzie się na właściwym miejscu. Dlaczego? Ze względu na organiczny charakter matecznika – tego naturalnego „ekosystemu”, w którym jest miejsce dla dowolnego „elementu łańcucha pokarmowego”. Każdy, kto został wykarmiony przez Matejkowską Alma Mater lub czuje się z nią związany, wchodzi w tę symbiotyczną całość, czerpiąc z niej i ją dopełniając.
„W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwierząt rodu
Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu.
W samym środku (jak słychać) mają swoje dwory:
Dawny Tur, ¯ubr i Niedźwiedź, puszcz imperatory.
Około nich na drzewach gnieździ się Ryś bystry
I żarłoczny Rosomak, jak czujne ministry;
Dalej zaś, jak podwładni szlachetni wasale,
Mieszkają Dziki, Wilki i Łosie rogale.
Nad głowami Sokoły i Orłowie dzicy,
¯yjący z pańskich stołów, dworscy zausznicy.
Te pary zwierząt główne i patryjarchalne,
Ukryte w jądrze puszczy, światu niewidzialne,
Dzieci swe ślą dla osad za granicę lasu,
A sami we stolicy używają wczasu;
Nie giną nigdy bronią sieczną ani palną,
Lecz starzy umierają śmiercią naturalną.”
(Pan Tadeusz, Księga IV, w. 514–529)
Jakie prace zasiliły muzealny matecznik? Lwią część stanowią dary profesorów
i wykładowców pracujących dziś w ASP, którzy identyfikują się z ideą muzeum i czują się zobowiązani do jej wsparcia. Ofiarowali oni swoje prace studenckie albo z okresu dojrzałej twórczości, czasem jedno i drugie. Są tu też liczne dary rodzin lub spadkobierców nieżyjących profesorów, co podkreśla trwałą więź z Akademią. A zatem wśród dawnych i obecnych pedagogów szkoły, których prace lub pamiątki z pracowni weszły w skład zbioru, znalazły się takie nazwiska, jak: Zbigniew Bajek, Andrzej Bednarczyk, Grzegorz Bednarski, Maciej Bieniasz, Stefan Borzęcki, Adam Brincken, Małgorzata Buczek, Adam Hoffmann, Ewa Janus, Sławomir Karpowicz, Łukasz Konieczko, Teresa Kotkowska-Rzepecka, Janina Kraupe-Świderska, Emil Krcha, Roman Kurzawski, Tadeusz Łakomski, Leszek Misiak, Jerzy Nowakowski, Jan Pamuła, Jerzy Panek, Antoni Porczak, Stanisław Rodziński, Czesław Rzepiński, Allan Rzepka, Józef Sękowski, Jan Świderski, Paweł Taranczewski, Wacław Taranczewski, Dariusz Vasina, Jacek Waltoś, Tadeusz Gustaw Wiktor, Adam Wsiołkowski. Znaczącą grupę zakreślają też prace artystów, którzy wyszli z krakowskiej akademii (m. in. Stanisława Białogłowicza, Teresy Bujnowskiej, Rafała Bujnowskiego, Mieczysława T. Janikowskiego, Stanisława Kuci, Danuty Leszczyńskiej-Kluzy, Wernera Horsta Lubosa, Marcina Maciejowskiego, Andrzeja Antoniego Kreutz Majewskiego, Igora Mitoraja, Tadeusza Mysłowskiego, Zofii Puget, Jana Rzehaka, Jacka Sroki, Stanisława Sachy Stawiarskiego, Jerzego Henryka Struszkiewicza, Zygmunta Waliszewskiego, Ewy ¯elewskiej-Wsiołkowskiej).
Osobną grupę stanowią artyści niezwiązani z Akademią biograficznie, lecz pokrewni jej
w sferze wartości. Mamy tu nazwiska Eugenii Gortchakovej z Rosji, laureata honoris causa ASP
w Krakowie, Toshihiro Hammano i last but not least, Zbigniewa Makowskiego, który z właściwą mu hojnością ofiarował do Muzeum Akademii duży zespół swoich dzieł, eksponowanych w ubiegłym roku w Galerii Malarstwa ASP, która urządziła artyście wystawę retrospektywną. W liście do prof. Adama Brinckena, kuratora tej znakomitej galerii, Zbigniew Makowski napisał: „Mam nadzieję,/ że moja – niezbyt przecież postępowa – / twórczość – / nie zgorszy, – / a może do dalszej / pracy zachęci Potomnych Naszych” (IV 2008). Teraz aż sześć prac artysty – z różnych okresów – należy do zbiorów Muzem ASP, w tym unikatowa księga Noc Listopadowa z lat 1996–2003.
Kolejną grupę tworzą niedawni absolwenci lub jeszcze studenci, którzy przekazali swoje prace, zwykle za sugestią ich profesora, nawiązując tym samym do wcześniejszej tradycji wyróżniania w ten sposób najlepszych uczniów. Mamy tu m.in. prace Izabeli Gajewskiej, Agnieszki Snarskiej, Łukasza Surowca, Alicji Wątor, Łukasza i Szymona Wojtanowskich, Michała Zawady. Warto byłoby, aby prace studentów trafiały do muzeum w większej liczbie. Polecam to uwadze ich promotorów. Jakże pouczające jest, gdy możemy zobaczyć i porównać punkt wyjścia i punkt dojścia znanych artystów. Takie momenty mogą się przytrafić tylko w prywatnej pracowni lub w Muzeum Akademii, gdyż w innych raczej nie eksponuje się juweniliów.
Oto kilka przykładów na podstawie prac eksponowanych na obecnej wystawie.
W skład zespołu prac ofiarowanych ostatnio przez rodzinę Mieczysława T. Janikowskiego (1912–1968) wchodzi obraz olejny Starzec przy stole z roku 1939, w niczym nie przypominający późniejszych dzieł artysty. Był jednym z najwierniejszych wyznawców abstrakcji geometrycznej, której własną formułę stworzył w Paryżu. Praca dyplomowa Starzec przy stole, dając dowód biegłego opanowania warsztatu realistycznego, zapowiada jednocześnie ogromną kulturę malarza, jego dyscyplinę formalną i wrażliwość kolorystyczną.
Zaskakuje również praca studencka Janiny Kraupe (ur. 1921) – Akt z roku 1947, będący próbą pogodzenia dwóch opozycyjnych względem siebie stanowisk – spod znaku Matisse'a i Picassa. Artystka, o dużym już wówczas zaawansowaniu (studia rozpoczęła przed wojną), stworzyła udaną syntezę brył i barwnych płaszczyzn, podkreślając – kojarzone z nowoczesnością – myślenie
o przestrzeni obrazu. Dosadna w formie postać kobiety o kształtach Wenus z Willendorfu w niczym nie przypomina eterycznych postaci z późniejszych obrazów artystki.
Jacek Waltoś (ur.1938) przekazał d
o zbiorów Muzeum Akademii Sztuk Pięknych Studium kobiety stojącej, rysunek z roku 1958 oraz obraz olejny Kulisy I – według Studium z roku 1998. Jakaż różnica w myśleniu o figuracji dzieli te dwie prace! Studencki akt postaci odwróconej en trois quart
i opartej o wysoki taboret jest wyważony, tektoniczny – świadczy o silnym wyczuciu klasycznego kanonu piękna. Tymczasem każdy, kto zna dojrzałą twórczość Jacka Waltosia, wie, że ów kanon istnieje u niego w sposób paradoksalny – poprzez zaprzeczenie, nieobecność i niepewność; poprzez niemożliwą do spełnienia tęsknotę. W Kulisach I – według Studium postać człowieka istnieje pomiędzy lotem a spętaniem, pomiędzy fragmentarycznością a pełnią.
Dwie prace ofiarowane do zbiorów przez Leszka Misiaka (ur. 1943) – studencka Ziemia-jesień za kopcem Kościuszki (1964) oraz Niebo i ziemia (1998) – dowodzą wierności artysty tematowi pejzażu i jego przywiązania do zawężonej skali kolorystycznej, inspirowanej krajobrazem Małopolski. A jednocześnie mamy tu dwa przykłady odrębnej ekspresji i kontrastowych emocji. Niemal informelowy, „krzyczący” rozmach malarskiego gestu w pracy studenckiej, został zastąpiony
w dojrzałej twórczości poszukiwaniem geometrycznego modułu pejzażu, kondensacją i wyciszeniem formy, których źródłem jest kontemplacja.
Adam Wsiołkowski (ur. 1949), wywodzący się z pracowni Wacława Taranczewskiego, zbudował swoją artystyczną tożsamość – i nie on jeden – poprzez radykalne zanegowanie wyjściowej tradycji koloryzmu. Świadczy o tym porównanie Martwej natury, pracy studenckiej z roku 1968 oraz dwu tak charakterystycznych dla dojrzałego stylu Wsiołkowskiego obrazów z cyklu Zjawisko (2001) oraz Felek i ja (2004). Pierwotna malarska miękkość form i wyrafinowane kontrasty barw ustępują na rzecz przestrzeni zracjonalizowanej, zbudowanej według konceptualnej zasady i apriorycznie przyjętej, zawężonej kolorystyki.
Adam Brincken (ur. 1951), który dyplom uzyskał w pracowni Adama Marczyńskiego, przywiązany jest od początku do idei obrazu-przedmiotu. Pojmuje ją jednak inaczej niż mistrz apollińskich „układów otwartych”. Studencki objet-peinture Brinckena pod mylącym tytułem Letni pejzaż (1974) niesie za sobą dotykalny ciężar materii i treści. Wyrasta z żywiołu tellurycznego, który w późniejszych cyklach zostaje wzbogacony o symbolicznie wyrażone żywioły światła, wody i ognia. Oto Syn Twój, oto Matka Twoja z roku 2004 objet-peiture o rozbudowanej strukturze i programie symbolicznym – wyznacza jeden z tych kulminacyjnych w twórczości Adama Brickena, w których poszukiwanie duchowości łączy się z silnym przekazem egzystencjalnym.
Na antypodach sytuuje się niewiele młodszy Jacek Sroka (ur. 1957), wpisujący się w nurt nowego malarstwa, który swoje apogeum osiągnął w latach 80. minionego wieku. O początkach artysty świadczy studencka Kompozycja z półpostacią, stanowiąca ciekawe rozwinięcie młodopolskiego schematu portretowego, wyrażonego jednak ekspresjonistycznie (przedstawia najpewniej zapijającego swój smutek melancholika). Od takich środków wyrazowych artysta o podwójnej profesji pentre-graveur szybko odejdzie – na rzecz zjadliwie kolorowych opowieści o ludziach, zwierzętach
i przedmiotach, przekazywanych językiem plakatowego skrótu, deformacji, silnie zaprawionym ironią, ale i komizmem (Pedofil krakowski kolorowy).
Do zbiorów Muzeum ASP trafiły też dwie prace studenckie Rafała Bujnowskiego i Marcina Maciejewskiego, odnalezione przez Dariusza Vasinę w kantorku w pracowni malarstwa na Wydziale Grafiki, gdzie obaj członkowie słynnej Grupy Ładnie studiowali. Ciekawe, że te juwenaliowe prace tak mało różnią się od tego, co dziś robią owi artyści, uznani przez kibicujących im krytyków i za sprawą rynku sztuki za liderów naszej sceny artystycznej. Czy byli już tak dojrzali podczas studiów? Czy uczelnia dawał im tyle swobody? A może pozostają ciągle w roli enfants terribles, owych „okropnych dzieci”, które nadal pokazują język na złość starej matce Akademii?
Jak widać zbiory muzealne MASP – już w takim wycinku jaki obejmuje aktualna wystawa – pozwalają snuć wiele pasjonujących opowieści: o nauczycielach i uczniach, o wariacjach smaku, stylu i idei,
o stałości imponderabiliów oraz o zmienności, bez której nie ma życia. Do dwóchsetlecia Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pozostało zaledwie 9 lat. Odmierzanie dystansu do wielkiego jubileuszu winno połączyć się z działaniami na rzecz usytuowania i rozwoju Muzeum Akademii. Należy się to nam, naszym poprzednikom i naszym potomnym.